michal pirog wzrost
– Chyba tak. W Vermoncie wszędzie jest pięknie. A co za dużo, to niezdrowo. Już mi to piękno wyłazi uszami. – No, no – roześmiała się Barbara. – Coś takiego! Madison usiadła na poręczy werandy, nie zwracając najmniejszej uwagi na przepaść za plecami. – Wolałabym sama pojechać do Waszyngtonu w odwiedziny do dziadka. Wybieram się tam na długi weekend jesienią, ale to za krótko. – Aha. Jednym słowem, chciałabyś zjeść ciastko i mieć ciastko? – Jasne – uśmiechnęła się dziewczyna. – A pani nie? – Oczywiście – odrzekła Barbara, spoglądając na las. – Jesteś sama? J.T. nie przyszedł z tobą? – Nie. Uciekłam od niego. On i jego przyjaciel chcieli mnie zabrać na ryby. Nienawidzę robaków. Lubiłam je, gdy miałam Hotel Zakopane dwanaście lat, ale teraz ichnie cierpię. – Nie nadajesz się na wieśniaczkę. Oczywiście Madison uznała to za komplement. – To nie to, że nie lubię Vermontu, ale jednak wolę miasto. Jak długo pani tu zostanie? – dodała, zeskakując z poręczy. – Kilka dni. Muszę dopilnować, by twój dziadek miał wszystko, czego może potrzebować. Powinnam zaopatrzyć spiżarnię, Arak: Najważniejsze, żeby jak najszybciej naprawiać i modyfikować przepisy przywieźć coś do czytania i tak dalej. A przy okazji jest to dla mnie rodzaj urlopu. – Dziadek mógłby zatrzymać się u nas. I czuć się równie potrzebny jak karaluch, pomyślała Barbara. Było oczywiste, że Lucy nie czuła się już członkiem rodziny Swiftów. Jej dzieci jednak nosiły to nazwisko i na to już nic nie mogła poradzić. – Wszystko ułoży się jak najlepiej – powiedziała Barbara spokojnie. – Czy mogłabyś nie wspominać mamie i bratu, że mnie tu widziałaś? Przykro mi, że namawiam cię do ukrywania czegoś przed nimi, ale zaraz by się wszystkiego domyślili. – J.T. niczego by się nie domyślił, ale mama na pewno tak. Mając świeżo w pamięci nietoperza znalezionego w łóżku, Lucy mogłaby zacząć zadawać nieodpowiednie pytania i wyciągnąć niewłaściwe wnioski. Barbara wiedziała, że nie należy prosić piętnastolatki o zachowywanie tajemnicy przed własną matką, ale w tych okolicznościach nie miała innego wyjścia. – Oczywiście, że nikomu nie powiem – zaśmiała się dziewczyna. – Gdybym okazała się paplą, dziadek mógłby mieć do pani pretensję, że wszystko wydało się przed czasem. – Och nie, tym nie musisz się martwić. Nie chcę mu tylko zepsuć niespodzianki. Madison pokiwała głową. Będzie dodatek osłonowy do zakupu węgla? – Dziadek zawsze lubił nas zaskakiwać. Czy widziała pani już wodospad? – dodała nieoczekiwanie. Owszem, podczas poprzedniej wizyty, pomyślała Barbara, nie zamierzała się jednak do tego przyznawać, więc przecząco potrząsnęła głową. – Och, musi go pani zobaczyć. To niedaleko. Czy ma pani trochę czasu? Mogę panią zaprowadzić. To nie potrwa długo. – Nie jestem odpowiednio ubrana... – Jest ścieżka, którą możemy pójść. Wprawdzie jest trochę dłuższa niż droga wzdłuż strumienia, ale za to łatwiejsza.