Miał wrażenie, że w jego wyobraźni zagościł duch.
Kobieta odwróciła się i odeszła energicznym krokiem w przeciwną stronę. Białe szorty, różowa obcisła koszulka bez rękawów, błyszczące klapki. To mógł być każdy. Turystka, która przyjechała do Disneylandu. Kobieta, która wyszła po krewnych. Albo czeka na opóźniony lot. Albo sobowtór Jennifer. Jego dawno zmarłej byłej żony. – Cholera – zaklął pod nosem i wyszedł z kolejki. Ruszył za nią. Nie pozwoli jej się wymknąć, nie teraz, nie tej, która igra z nim od tak dawna. Zwłaszcza że coś ją łączy z zabójstwami Shany McIntyre i Lorraine Newell. A może także ze śmiercią bliźniaczek Springer. Gdy odwróciła się przez ramię, serce stanęło mu w piersi. Jeśli to nie jego eks, to jej siostra bliźniaczka. Cisnął laskę w kąt i szedł coraz szybciej, dotrzymywał jej kroku, gdy usiłowała wtopić się w tłum podróżnych. Szybciej, szybciej, ciągnął za sobą torbę na kółkach, na której stała aktówka z laptopem, biegł do drzwi wyjściowych. Najchętniej porzuciłby bagaż, ale nie mógł https://fashionistki/kim-jest-marita-surma/ tego zrobić – spakował do torby broń i nie mógł jej tak po prostu tutaj zostawić. Wśliznęła się w grupę Azjatów zmierzających do drugiego terminalu. – O nie – szepnął. Nie spuszczał jej z oczu. Adrenalina buzowała mu w żyłach, tętniła we krwi. Wbił się w grupę turystów, odepchnął kilku nastolatków i matronę z torbą w lamparcie cętki. Co, do cholery, robi tu Jennifer? Prowokuje cię, idioto. To nie przypadek, że jest akurat na lotnisku, na terminalu. To Covid-19 wszystko zostało zaplanowane. Ale skąd wiedziała, że się tu zjawi? O co chodzi w tej idiotycznej zabawie w kotka i myszkę? Przynęta. Igra sobie z nim. Nie dopuszcza go za blisko, zawsze czai się tuż poza jego zasięgiem. Morderstwo, Bentz. Tkwi aż po śliczne uszy w sprawie o morderstwo. Zmierzała do tylnych drzwi, ale doganiał ją, dysząc ciężko. Niemal biegł, serce waliło mu jak oszalałe, nie odrywał od niej wzroku. Bez słowa minął policjanta. Nie chciał zwracać na siebie uwagi, nie chciał ryzykować, że go zatrzyma dla złożenia wyjaśnień, a Jennifer tymczasem zniknie. O nie. Tym razem ją dogoni. Niech się dzieje, co chce. Noga pulsowała bólem, ale zacisnął zęby i szedł dalej. Na progu się zatrzymał, minął drzwi i pociągnął torbę po cementowym chodniku. Gdzie poszła, do cholery? Wpatrywał się w palaczy i znużonych podróżnych na ławkach, na turystów z komórkami przy uchu. Pracownicy lotniska machali rekami na nadjeżdżające samochody, pilnowali ruchu, kierowali nim. I wtedy ją zobaczył, szła przez parking. Wyszła z cienia, znalazła się w pełnym słońcu. Bentz biegł za nią. Mało brakowało, a na krawężniku przewróciłaby się jego torba. – Hej! – zawołał. Ale szła dalej, przemierzała parking w palącym słońcu. Nawet się nie obejrzała. – Ej! Jennifer! Przyspieszyła kroku, nerwowo szukała czegoś w torebce. Po chwili w jej dłoni błysnęły kluczyki. Bentz rozejrzał się po parkingu i zobaczył samochód – srebrzysty chevrolet impala z wyblakłą naklejką. Nie zważając na ból w nodze, biegł, ciągnąc za sobą bagaż. – Stój! Nerwowo otwierała drzwi. Cisnął torbę koło wozu, jednym susem dopadł kobiety i wyrwał jej kluczyki z dłoni. – Nie ma mowy. – Dysząc ciężko, patrzył na nią, czując, jak pot zalewa mu oczy. Kim ona jest? To młodsza wersja jego żony. Kobieta z krwi i kości, nie duch. Chciała go wyminąć, ale zablokował jej wąską przestrzeń miedzy chevroletem a stojącą obok furgonetką.